Dzień 3 i 4, poniedziałek 6.02, wtorek 7.02 2012
PARYŻàKUALA LUMPURàKRABI
  | 
| My z przed naszym hotelem | 
Właśnie leżę na łóżku, w drewnianym bungalowie otoczonym palmami i innymi egzotycznymi roślinami. Jest gorąco jedyne ukojenie daje mi wiatrak wiszący na suficie. Domek jest drewniany, w oknach moskitiery, między deskami, z których zrobione są ściany i podłoga widać szpary. Na zewnątrz mamy ‘stołówkę’ pod dachem, a na terenie ośrodka basen. Mieszkam razem z Wojtkiem a domek obok zamieszkują Marta i Piotrek. Kilka kilometrów dalej w drugim ośrodku (niestety mieszkamy osobno) mieszka reszta część ekipy, czyli Daria, Tomek, Hanka, no i Ania, która już tu na nas czekała od poniedziałku rana (przyjechała z Bangkoku autobusem razem z naszym organizatorem wyprawy, czyli Krzysiem). Wracając do tego, gdzie mieszkamy: jesteśmy na Ao Nang w południowej Tajlandii niedaleko Krabi (wybrzeże Andamańskie) i jest niesamowicie.To dopiero 2 dzień, a już mamy mnóstwo wrażeń, ale zanim się tu znaleźliśmy musieliśmy przeżyć bardzo długą i męczącą podróż. Pierwszym etapem , jak już wiadomo, był Krakówà Paryż. Noc przed wylotem z Paryża spędziliśmy na lotnisku, było to strasznie męczące, ale każdy starał się jak mógł, żeby zmrużyć oczy choć na moment. Po nocy na lotnisku Orly i po zrobieniu porannej toalety w lotniskowej łazience o godzinie 10.30 wylecieliśmy do Kuala Lumpur (Malezja). Lecieliśmy 12 godzin, ale dzięki miłemu towarzystwu jakoś się udało przetrwać kolejny etap podróży. Przyznam, że padaliśmy z nóg i co jakiś czas drzemałam, ale wiecie jak to w samolocie średni szał spanie na siedzącoJ No ale i to przeżyliśmy. Wylądowaliśmy szczęśliwie w Kuala Lumpur ok. godziny 6 rano czasu Malezyjskiego, a więc w Polsce była godzina 23.00 (7 godzin do tyłu). Gdy wysiadaliśmy z samolotu było jeszcze ciemno, ale nie to było dziwne, doznaliśmy szoku czując na swym ciele temperaturę plus 26 i strasznie wilgotne powietrze. Natychmiast schowaliśmy nasze kurtki, polary i szale, aby pożegnać się z nimi na okres tych 3 tygodni. Nie umieliśmy uwierzyć, że wakacje prawie się rozpoczęły. Jednak przecież naszym celem była Tajlandia, a dokładnie Ao Nang, więc kolejny etap naszej podróży był wciąż przed nami. Na lotnisku w Kuala Lumpur musieliśmy czekać do godziny 13 czasu miejscowego. Nie wiem, czy rozumiecie,  co to dla nas oznaczało.  Oczywiście poranna toaleta na lotnisku, jakieś tam śniadanie, włóczenie się po sklepach i odliczanie czasu do odlotu. Początkowo nie było źle, ale pod koniec czekania dopadł mnie taki kryzys, że mogłabym spać na stojąco. Dopiero po tylu godzinach bez snu człowiek docenia sobie możliwość posiadania łóżka i regenerujący sen. Lot z Kuala Lumpur do Tajlandii trwał na całe szczęście tylko ponad godzinę i przyznam, że razem z Wojtkiem byliśmy tak wykończeni, że przespaliśmy cały ten czas. Mogliby nas wynieść, a my byśmy się nawet nie zorientowali. Myślę, że reszta ekipy czuła się podobnie. Byliśmy w podróży tyle czasu, że jak już wreszcie dotarliśmy na lotnisko w Krabi nie umieliśmy w to uwierzyć, że wreszcie stało się!! Do Green View Village Resort przyjechaliśmy z lotniska ok. godziny 14.00 czasu miejscowego  (w Tajlandii jest o 1 godzinę do tyłu w stosunku do Kuala Lumpur, ale sześć godzin  do przodu w stosunku do Polski). Zmęczeni e, głód i dyskomfort z powodu braku prysznica od ostatnich 2 dni dawały się we znaki. Jednak piękne widoki , basen, nasze bungalowy oraz warunki w nich panujące sprawiły, że po wzięciu upragnionego prysznica poczuliśmy się jak nowonarodzeni. No i co dalej. Przyjechał Krzysiek i zaproponował, a właściwie trochę narzucił przejażdżkę na skuterach do miejsc, które jego zdaniem są warte zobaczenia i do których moglibyśmy wrócić następnego dnia, czyli we wtorek, bo nie wiem, czy już się nie zakręciliście, nadal jestem przy poniedziałkuJ Wynajęliśmy skuterki i z częścią ekipy, a dokładnie Krzysiek, Marta, Piotrek, Wojtek i ja udaliśmy się ulicami Ao Nang i okolic na przejażdżkę, mijając po drodze niezapomniane widoki typu, mini restauracje na ulicach, domki z gałęzi (tudzież szałasy), domki z blachy, a to wszystko na tle soczystej zieleni, której widok sprawi ł, że poczuliśmy, że jesteśmy naprawdę w egzotycznym kraju. Po drodze musieliśmy zatankować i musielibyście widzieć nasze miny, jak zobaczyliśmy stragan z butelkami i napisem gasoline, czyli benzyna. Wojtek zapłacił, a pani nalała nam benzynę z butelki prosto do baku. Cena za litr oczywiście niższa niż na stacji (ok.3,5zł) To jest dopiero klimat. Po drodze zatrzymaliśmy się też przy straganie z owocami i kupiliśmy ananasa za 120 Bahtów, na nasze ok. 1,20zl, którego nam  Pani zręcznie obrała i pokroiła. Pycha i to jak tanioJ Wracając do celu naszej skuterowej wyprawy dotarliśmy do przepięknej plaży Klong Muang. Myślę, że nie muszę  opisywać w tym momencie jak było, zrobię to przy wtorkowym wpisie.
  | 
| Wieczorne piwko na plaży | 
Musieliśmy jednak wracać bo ok. 19.00 robi się tu ciemno, noc i dzień trwają tu po około 12 h przez cały rok, ponieważ jesteśmy blisko równika. Wieczór spędziliśmy, popijając piwo w urokliwej knajpce przy plaży (na pusty żołądek, ostatni posiłek jedliśmy na Kuala Lumpur ok. 10.00 rano, oczywiście nie wszyscy byli tacy hardkorowi).  Siedzieliśmy chyba nadal z podwyższoną adrenaliną, bo w sumie nie spać tyle czasu i nadal mieć ochotę na piwko i spotkania towarzyskie, chyba musi mieć jakieś wytłumaczenie. Dzień zakończyliśmy w restauracji na ulicy. A dokładnie przy straganie, gdzie można sobie zamówić danie. Wszystko jest robione na oczach klienta. Oczywiście sanepid miałby tu mnóstwo do działania, ale stwierdziliśmy, że trzeba spróbować (w końcu po coś się na WZW A i B zaszczepiliśmy). I powiem Wam, że jedzenie było super. Ryżowe potrawy z kurczakiem przepyszne, a wszystko za uwaga, 50 Baht, czyli 5 złJ Noc zakończyliśmy piwkiem przy basenie z Martą i Piotrkiem, których bardzo polubiliśmy (nie znaliśmy się wcześniej).
  | 
| Ja i Tomek przed straganem z owocami | 
A dziś mamy wtorek, noc przespaliśmy bardzo dobrze i wreszcie w łóżku i ok. 9.30 udaliśmy się na śniadanie do ‘stołówko-restauracjo-tarasu’ trudno mi jest opisać, jak to dokładnie wygląda, ale wszyscy , którzy tam wchodzą zdjęli buty, klapki (my oczywiści też ). Na śniadanie jedzenie było bardziej europejskie typu jajecznica, omlet, naleśniki, owoce itp. Po śniadaniu już z całą ekipą, a więc w 9 osób udaliśmy się na skuterach na plażę, którą dzień wcześniej pokazał nam Krzysiek i wiecie co, to nie jest przesadzone, tu jest naprawdę rajsko. Biały piaseczek, błękitna i ciepła woda, palmy, soczysta zieleń, malutkie kraby na plaży, no i ta temperatura, sprawiały, że czuliśmy się jak w raju, w innej rzeczywistości, dla mnie wszystkie problemy dnia codziennego nagle przestały istnieć. A mając na uwadze straszliwe mrozy w Polsce, fakt, że jesteśmy w Tajlandii właśnie teraz, napawał nas radością. Jutro mamy w planie wycieczkę na pięć okolicznych wysp, jak spojrzycie na mapę, jest ich tutaj sporo i to właśnie m.in. one przyciągają turystów. A właśnie jeśli chodzi o turystów, to jest ich sporo (teraz jest tu sezon), jednak w żaden sposób nam to nie przeszkadza, szczególnie, że dziś byliśmy na plaży, na której byliśmy my i kilka innych osób, a więc cisza, spokój i obcowanie z przyrodą.
  | 
| Klong Muang | 
Pozwolę sobie zrobić klamrę do mojego opisu. Nadal leżę w pokoju i czekam na resztę, zostali w mieście, żeby coś zjeść, mnie Wojtek odwiózł ze względu na okropny ból oczu, których nie byłam już w stanie utrzymać otwartych i które łzawiły strasznie. Teraz jest już lepiej, dlatego postanowiłam otworzyć komputer i napisać kilka słów.
Zapomniałam, że wieczorem jest tu tak ciepło, jak nigdy w Polsce w nocy nie było latemJAle więcej o temperaturze nie wspominam, bo stwierdzicie, że jestem złośliwaJPozdrowienia dla wszystkich, którzy czytają tego blogaJ
 
...wlasnie, wlasnie...zlosliwa :p Nic dodac, nic ujac! Bawcie sie dobrze i zbierajcie to ciepelko i slonce dla nas zimujacych. A oifcik we flaszkach, to tyz sie tankowalo na GOA :D
OdpowiedzUsuńBTW...piyyyykne hałery!
Szwagier, mi 100 butelek przywieź jak tak tanio :)
OdpowiedzUsuń